poniedziałek, 18 kwietnia 2016

9 III - Ha Long Bay

9 III 

Ha Long

O 8:30 mieliśmy jechać do Ha Long, przy śniadaniu recepcja powiedziała nam, że jednak dopiero o 8:45 będzie wyjazd. Ostatecznie autobus był o 8:25, a my byliśmy oczywiście nie gotowi :)

Droga do zatoki Ha Long z Hanoi jest długa, około 4,5 godziny. Prawie całą drogę można obserwować pola ryżowe, które akurat teraz są obsadzane. Po drodze oczywiście pół godziny przerwy na "siku", czyli: zrobimy wam taką nudę, aż w końcu coś kupicie w tej wytwórni rękodzieła :)
Według prognozy pogody ma być dzisiaj słonecznie i 26 stopni - słońce nie wyszło ani na sekundę przez cały dzień, do tego było mgliście (ponoć to najczęstsza pogoda w tym miejscu), ale za to nie padało, więc w zasadzie nie ma co narzekać.




Na statku dostajemy lunch. Jedzenia jest sporo, tylko jest zimne, ale przynajmniej nie będziemy głodni. Za oknem statku przewijają się przepiękne widoki - samotne skały wystające z wody.

W trakcie wycieczki mamy czas na kajaki lub łodzie bambusowe. Kajaki prowadzi się samodzielnie, a na łódkach bambusowych jest się "wożonym". Oczywiście wybieramy stary kajak, starunie wiosła i ruszamy na podbój zatoki. Jest świetnie! Dość cicho, świeże powietrze i rewelacyjne widoki.



Na koniec rejsu płyniemy jeszcze do jaskini Niebiańskiego Pałacu - jest piękna. Może i jest odpustowo, kiczowato oświetlona, ale i tak wygląda urokliwie :) 




Słyszeliśmy o Ha Long dużo dobrego i trochę złego. Ostatecznie uważamy, że warto to zobaczyć. Nie wgniotło nas w ziemię z wrażenia, ale miejsce jest niezaprzeczalnie wyjątkowe. Byliśmy zadowoleni, że wzięliśmy tylko jednodniową wycieczkę, bo to wystarczy i tego samego zdania były osoby, które później spotykaliśmy, a były na wersji dwudniowej. 

Do Hanoi wracamy około 21:00. Po drodze znów pół godziny na "siku", kiedy przewodnik i kierowca jedzą kolację, a cała wycieczka stoi na zewnątrz niecierpliwie czekając na powrót do autobusu.

W Hanoi mamy jeszcze trochę czasu aby coś przekąsić. Sławek zamawia zupę (bez smaku, musi do niej wlać duuuużo sosu chili), a ja smażony ryż z wieprzowiną - razem 100 tys dongów (około 20 zł). Jedzenie jest ok, ale to taki raczej zapychacz, niż faktycznie coś pysznego. Sama knajpka jest sympatyczna - jeden gość z patelnią to cała kuchnia i personel kuchenny, jedzenie jest naturalnie robione przy nas - taki live cooking ;). Do tego jest trójka kelnerów ściągających ludzi z ulicy.
W pewnym momencie nastała jakaś panika, wszystkim kazano z ulicy (tam były prawie wszystkie stoliki ustawione) wejść do środka, ekspresowo wniesiono stoliki i nagle ulica pełna ludzi i krzesełek stała się pusta! Okazało się, że ktoś zaalarmował, że jedzie policja; to chyba oznacza, że nie wolno zastawiać ulic stolikami :) Widać jednak, że akcję chowania sprzętu mają przećwiczoną do perfekcji ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz