niedziela, 1 maja 2016

17 III Bangkok - Koh Chang; Tajlandia

17 III 
Bangkok - Koh Chang

Do Bangkoku przyjeżdżamy po 6:00 na dworzec Hualamphong. Sławek już wcześniej sprawdzał w internecie, skąd odjeżdżają autobusy do promu na Koh Chang i jak do tego dworca dojechać. Mimo to, pytamy jeszcze w informacji turystycznej na dworcu o dojazd na wyspę; dostajemy informację, że autobus odjeżdża z dworca (tego, na którym jesteśmy) o 9:00 i kosztuje 650 THB/os (około 80 zł) i że to jest jedyny autobus dzisiaj w tamtym kierunku. Zaoponowałam, mówiąc, że wiem, że są inne, bo już to sprawdzaliśmy; chłopak zmieszał się trochę i potwierdził, że faktycznie są autobusy z innego dworca, nawet podał nazwę, ale kiedy zapytałam, jak tam najłatwiej dojechać, to powiedział, żebyśmy sobie sprawdzili na rozkładzie (jakim rozkładzie, gdzie?! :):)).

Ufając informacjom z internetu idziemy do metra (pod Hualamphong jest stacja), jedziemy do stacji Sukhumvit, bilet kosztuje około 3 zł/os (cena biletu zależy od odległości, bilet kupujemy do konkretnej stacji), tam przesiadamy się w Skytrain (szybka kolejka na lotnisko) i jedziemy do stacji Ekkemai - trzy przystanki (koszt to 2,5 zł/os). W drodze do skytrain zostajemy zatrzymani na przeszukanie bagaży, pani policjantka jest bardzo miła i wychodzi, że to jakaś rutynowa kontrola antyterrorystyczna, no ale tracimy na niej trochę czasu :) Wysiadamy na Ekkemai i szukamy przejścia na dworzec autobusowy, który jest tuż obok, ale mieliśmy kłopot, żeby do niego dojść :) W końcu dobiegamy zziajani i okazuje się, że za 15 min jest nasz autobus. Udało się :) Bilet na nowy, klimatyzowany i wygodny autobus do samej przystani przed Koh Chang kosztuje 255 THB/os, czyli niecałe 30 zł, w tym jeszcze jest mały poczęstunek - woda i ciastko; trzy razy taniej, niż chciał nam sprzedać pan w agencji na dworcu :) Rano odchodzą dwa autobusy z tego dworca do przystani przed Koh Chang.

Jest możliwość kupienia biletów powrotnych do Bangkoku, ale niestety w kasie sprzedawca kompletnie nie mówi po angielsku i nie udaje nam się dowiedzieć niczego odnośnie powrotów (czy trzeba mieć bilet na określony dzień, skąd jadą autobusy powrotne itp), więc kupujemy tylko w jedną stronę.

Nie mieliśmy czasu na zjedzenie śniadania, więc przed odjazdem kupuję w 7eleven przy dworcu chleb i wodę, mamy jeszcze chipsy, ciastka i orzeszki - przeżyjemy :). Podróż trwa niecałe 6 godzin i jest przyjemna. Autobus wysadza nas dosłownie przy kasie, w której kupujemy bilety na prom (8 zł/os). Prom odchodzi co pół godziny i można na nim skorzystać ze sklepu i baru oraz wziąć darmową mapę wyspy. Po drugiej stronie spodziewamy się jakiegoś miasteczka portowego z infrastrukturą turystyczną, gdzie wymienimy pieniądze i zrobimy niewielkie zakupy. Okazuje się, że po drugiej stronie nie ma NIC. Przy ulicy stoją tylko pikapy do przewozu ludzi, ruszają tylko, jak są pełne, a ładują ludzi totalnie na maxa, jak sardynki. Sławek poszedł szukać kantoru, więc zanim wrócił, dwie ciężarówki były zapchane ludźmi, a do trzeciej byliśmy tylko my, więc aby pojechać, musieliśmy czekać, aż przypłynie kolejny prom i zbiorą się ludzie tak, aby zapełnić samochód. Transport do naszego hotelu to było 12 zł za osobę, dość drogo, ale nie ma innej opcji przejazdu z przystani, a okazało się, że nasza miejscówka jest naprawdę daleko :) Wyspa jest górzysta, a drogi wąskie i kręte, jazda po nich dostarcza ciekawych wrażeń :)

Pierwszą noc zarezerwowaliśmy w Lucky Geko - te domki były niesamowite - gorąco polecamy! Mieliśmy dla siebie duży, nowoczesny, czysty domek z wielkim, wygodnym łóżkiem i europejską, bardzo ładną łazienką, w tym klimatyzacja i ciepła woda, dodatkowo taras ze stolikiem, krzesełkami i hamakiem, a to wszystko w cichym ogrodzie 3 minuty od plaży! Noc kosztowała 130 zł za domek i to jest bardzo dobra cena za taką jakość. Od razu decydujemy, że chcemy tutaj zostać do końca naszego pobytu, ale niestety nie ma już miejsc, a wręcz mają overbooking. Jutro musimy się wyprowadzić i poszukać czegoś innego w okolicy.



Mieszkaliśmy przy plaży Bailan, w południowej części wyspy. Była to cicha i spokojna okolica, jeden lokalny sklep, jeden sklep z warzywami i owocami, kilka małych restauracyjek, jeden salon masażu, pralnia i wypożyczalnia skuterów. Plaża mała, cicha, pustawa i piękna. Minusem była bardzo płytka woda, więc nie jest to najlepsze miejsce dla miłośników pływania - pływać normalnie można było tylko rano, po potem zaczynał się odpływ i woda była po kolana, nieważne, jak daleko się szło. Morze miało dosłownie temperaturę zupy, nie chłodziło ani odrobinę, szczególnie, że to była płytka zatoka. Ale było bardzo zielono, cicho i pięknie :)



Oddajemy nasze ubrania do prania w pralni obok, bo już w zasadzie nie mamy się w co ubrać, wszystko jest brudne. Jemy obiad w pobliskiej jadłodajni - ja zamawiam pad thai z krewetkami (ok 7 zł), a Sławek green curry (ok 10 zł), do tego gigantyczny shake mango. Jedzenie jest ok, ale bez szału, no ale najadamy się do pełna.
Wieczór spędzamy na plaży, oglądamy zachód słońca i w końcu trochę odpoczywamy. Po zmroku zasiadamy na tarasie, czasem na krzesełku, czasem w hamaku, z zimnym piwkiem i słuchamy, jak przyroda krzyczy, jak szalona. Jest cudownie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz