piątek, 6 marca 2015

3 II Bangkok

Około 12:00 (doszła różnica czasu 6 godzin) lądujemy w Bangkoku. Sławek od dawna chciał odwiedzić to słynne miasto i oto jesteśmy. Khao San - gdzie zarezerwowaliśmy pierwszą noc jest trochę na zadupiu, więc na początek decydujemy się wziąć taksówkę,  żeby nie kombinować z przesiadkami. Byliśmy zmęczeni i było nas czworo, więc wydawało się to najlepszym rozwiązaniem. Wiedzieliśmy że o ile taksówkarz nie włączy taksometru (a tak jest zazwyczaj) cena taksówki z lotniska to 500 THB (przelicznik najprostszy - 10 THB - około 1 PLN), tę informację potwierdziła też obsługa lotniska. 

Poruszanie się po lotnisku jest proste, wszystko jest dobrze oznaczone - jak dość do kolejki, autobusu, czy taksówek. Przy postoju taksówek dostajemy coś jakby paragon z numerem taksówki i kiedy samochód z naszym numerem podjechał, zapakowaliśmy od razu bagaże i jedziemy :). Już siedząc w środku (nasz błąd, że tak późno) poprosiliśmy o włączenie taksometru (wtedy jest najtaniej), pan oczywiście się nie zgodził i powiedział, że cena za tę trasę to między 700 - 900 
THB i pokazał jakąś kartkę, gdzie miał te ceny wydrukowane. Zaczęło się targowanie, ostatecznie zapłaciliśmy 500 THB, ale sami musieliśmy jeszcze zapłacić prawie 100 THB za autostradę. Na cztery osoby nie jest to w sumie dużo, a dojechaliśmy całkiem sprawnie (około 40 minut) pod sam hotel.



Domek dla duchów na dachu D&D. Budując coś w Tajlandii wierzy się, że zabiera się miejsce duchom, które tam mieszkają, więc trzeba im przygotować taki właśnie domek do mieszkania :)



Pierwszy hotel chcieliśmy mieć w okolicy kultowego Khao San - ulicy backpackersów. Był to D&D - niemal na środku Khao San. Pokój ładny, czysty, ale sam hotel w trakcie większego remontu - rozbudowy, no i na samym Khao San, więc wieczorem i w nocy było niesamowicie głośno.





Nasz pokój - z prysznicem oddzielonym od toalety - luksus :)

Tuż przed naszym hotelem

Co kawałek na ulicy stanowiska, gdzie można kupić Pad Thai.



Naszym pierwszym posiłkiem był oczywiście Pad Thai, ja z krewetkami, Sławek z kurczakiem. Było przepysznie. Taki uliczny Pad Thai, czyli makaron smażony z warzywami, jajkiem i krewetkami/tofu/kurczakiem to koszt około 35 - 55 THB, czyli niewiele, a jest pyszny i sycący. Oprócz Pad Thai, co kawałek można kupić szaszłyki z mięsa różnego lub owoców morza, spring rollsy,  owocowe szejki, świeże owoce już obrane i pokrojone do zjedzenia lub moje ukochane naleśniki z bananami :)



Jedzenie jest wszędzie :)





Co kilka metrów jest też jakiś salon masażu. Przy ulicy gdzie by nie spojrzeć są leżaki z usługą masażu stóp. Masaże są bardzo tanie, godzinny tajski masaż to koszt około 220 B, półgodzinny masaż stóp to 120 B (to masaż stóp i łydek).


Masowe rozdawanie przyjemności :)


Przed północą raz jeszcze wybraliśmy się na roztańczone Khao San, ale to nie do końca klimat jakiego szukamy. Bardzo głośno, tłum ludzi, czasami nawet ciężko przejść dalej, co kilka metrów mężczyźni nagabujący nas na udział w ping pong show (pokazy - co to potrafi zrobić z piłeczką do ping ponga kobieta z mocnymi mięśniami kegla).

Po szybkim powrocie do hotelu padliśmy jak zabici i spaliśmy snem kamiennym do rana, zupełnie nie słysząc nawet oddalonych o kilkanaście metrów dyskotek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz